(Zdjęcie: Pexels/Burkay Canatar)
Co roku miliony ludzi odwiedza Ścianę Płaczu Wzgórza Świątynnego w Jerozolimie. Odsłonięta powierzchnia, na której ludzie chowają modlitwy między kamieniami, to tylko ułamek pierwotnego muru, który otaczał Świątynię przed jej zniszczeniem w 70 rne. Znaczna część reszty znajduje się pod ziemią, do której zwiedzający mają dostęp tylko przez szereg tuneli.
W jednym miejscu, gdzie odsłonięta jest część oryginalnej ściany Drugiej Świątyni, żydowskie kobiety mogą się gromadzić i modlić. Niektórzy przychodzą codziennie i zostają na kilka godzin. W dużej mierze modlą się o przyjście Mesjasza.
Chrześcijanom, którzy żyją ponad 2000 lat po narodzinach Jezusa, może być trudno zrozumieć taki rodzaj oczekiwania. Nawet w trakcie naszych obchodów Bożego Narodzenia przyjście Jezusa na świat może wydawać się czymś przyziemnym, wydarzeniem mniej niż historycznym lub, co gorsza, po prostu kolejnym rytuałem kulturowym z niejasnym poczuciem religii.
Dla pobożnego narodu żydowskiego nadzieja na zbawienie od Pana oznaczała tysiące lat oczekiwania na jedno szczególne wydarzenie, obiecane najpierw Adamowi i Ewie w ogrodzie. Tam, w następstwie ich grzechu, Bóg obiecał „wprowadzić nieprzyjaźń” między potomstwo węża a potomstwo niewiasty. To pierwsze proroctwo mesjańskie było powtarzane i wyjaśniane w całym Starym Testamencie, z coraz bogatszymi szczegółami. Na przykład Izajasz powiedział, że „dziewica pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Immanuel”, co oznacza „Bóg z nami”.
Maryja znała te obietnice. Kiedy więc anioł Gabriel powiedział jej, że jej nieoczekiwane dziecko będzie „Synem Najwyższego”, zasiądzie na „tronie swego ojca Dawida” i „będzie królować nad domem Jakuba na wieki”, wyraźnie zrozumiał, przynajmniej do pewnego stopnia, co to wszystko znaczy. Elżbieta i Zachariasz również. Wraz z Maryją, po otrzymaniu wiadomości, że będą mieli syna, odpowiedzieli uwielbieniem dla Boga za wypełnienie Jego obietnic.
„Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim” – śpiewała Maryja. „Oto bowiem odtąd wszystkie pokolenia będą mnie nazywać błogosławioną, bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.[…]Pomógł swemu słudze Izraelowi, pamiętając o swoim miłosierdziu, jak mówił do naszych ojców, aby Abrahamowi i jego potomstwu na wieki”. Jej piosenka nosi tytuł „The Magnificat”, co po łacinie oznacza „moja dusza się powiększa”.
Wcielenie Jezusa nie było zwykłym historycznym przeskokiem ani jakąś rzadką ingerencją w „prawdziwy” świat przez skądinąd odległego i nieziemskiego Boga. Było to, jak to kiedyś ujął CS Lewis, „centralne wydarzenie w historii Ziemi – dokładnie o tym była cała historia”. Pojmowanie świata przez Marię, podobnie jak u wszystkich pobożnych Żydów, koncentrowało się na oczekiwaniu na to wydarzenie. To nie była metafora, żadna oznaka nadchodzącego zbawienia, jak rozumiano żydowskie obrzędy i święta. To było to. To było zbawienie, na które wskazywała tak duża część historii Izraela.
Maryja przyjęła swoją rolę w tym wydarzeniu ze szczególną łaską i pokorą. Jej wyraz uwielbienia jest wzmocniony przykładem radykalnego poświęcenia. Nie tylko zgodziła się na hańbę nieoczekiwanej ciąży lub wyzwanie nieoczekiwanego dziecka, ale prorok Symeon powiedział jej, że „miecz przeniknie twoją duszę”. Mimo to powiedziała, że tak.
Dziś nie czekamy, aż Mesjasz przyniesie zbawienie. Czekamy na powrót Mesjasza, kiedy w pełni objawi się jako Król i odnowiciel całego stworzenia. Tak jak zrozumienie przez Maryję Jego pierwszego przyjścia zostało ukształtowane przez szerszą historię Bożych obietnic, tak też nasze dyscypliny adwentowe i obchody Bożego Narodzenia można właściwie zrozumieć tylko w świetle szerszej historii. Wkrótce, podobnie jak Maria, wybuchniemy pieśnią na wieść o inwazji Chrystusa na ten świat.
John Michael Talbot oferuje szczególnie piękne wykonanie Mary’s Magnificat, podobnie jak Keith i Kristen Getty.
Copyright2022 autorstwa Colson Center for Christian Worldview. Przedruk z BreakPoint.org za zgodą.